Ta strona używa ciasteczek (cookies), dzięki którym nasz serwis może działać lepiej. Rozumiem
NALBLIŻSZY START : ABSA CAPE EPIC / 19-26 March 2023 /:

Absa Cape Epic 2017

Absa Cape Epic 2017

19-26 March 2017. 8 dni, 691km, 15 400m w pionie

W życiu przejechałem wiele wyścigów, zaczynając od tych najważniejszych jak Mistrzostwa Świata, Mistrzostwa Europy, Puchary Świata, Puchary różnych krajów europejskich, jak również startowałem we wszystkich czołowych zawodach krajowych oraz innych licznych większych i mniejszych imprezach lokalnych. Zatem uznać można, że rozeznanie w temacie mam i wiem jak powinno wyglądać prawdziwe ściganie. Lecz to co zobaczyłem i przeżyłem w RPA, trudno wręcz opisać. Można powiedzieć, że to zupełnie inna bajka, inny kolarski świat. Jeśli przejedziesz Epica, zapewniam, że ciężko będzie o gęsią skórkę na Twoich rękach podczas innych imprez sportowych. Po udziale w Absa już wiem dlaczego w nazwie, zaraz przy Cape występuje słowo Epic … Dotyczy to każdego aspektu tego wydarzenia. Zawodnik jest VIP-em absolutnym, zarówno na trasie jak i poza nią. Warto było przejść przez wszystkie lata mojej kariery sportowej by doczekać się takiego traktowania przez organizatorów, sędziów, wolontariuszy, kibiców czy też teamu medycznego, gdy zaszła taka potrzeba.
Sama logistyka związana z dostaniem się na te zawody i przygotowaniami do udziału w nich jest dosyć złożona. Tu miałem wielki komfort, bo wszystkie sprawy wziął na siebie mój partner, czyli EL Kapitano. Emil doskonale odnalazł się w kwestiach organizacyjnych, pomimo, że również dla niego był to debiut w tego typu imprezie. Przy okazji, w tym miejscu chciałbym serdecznie podziękować Emilowi za możliwość realizacji swojego marzenia, bo bez niego, ta przygoda życia nie byłaby możliwa. 
A teraz do rzeczy – zapinamy kask i jedziemy !!
Dzień przed prologiem udajemy się z Emilem po odbiór pakietów startowych i już jesteśmy zachwyceni. Każdy z uczestników traktowany jest jak gwiazda. Owszem są kolejki do załatwiania kolejnych wymaganych procedur, ale życzliwość ludzi, chęć pomocy, wręcz wyławianie z kolejki i pytanie czy wszystko OK, daje nam wyraźnie odczuć, że to wydarzenie jest epickie. Sam pakiet startowy zapewnia wszystko co tylko potrzebne, a nawet więcej. Po takim przyjęciu, nie jest to dla nas zaskoczeniem :)
 
sportograf-91733715
 
sportograf-91725180

Prolog
Na miejsce prologu docieramy wcześnie rano, ponieważ starty zaplanowano już od 6.45. Nasz określony jest dokładnie na 9.27.30s. Tego dnia czeka nas 26 km i 750m w pionie. Właściwie to rozgrzewka patrząc na to co mają przynieść kolejne dni. To co zwraca uwagę to ogromne tumany kurzu i piachu. Auto, którym dojeżdżaliśmy do miejsca startu, wygląda tak jakby zakopano je w piachu i dopiero co z niego wyciągnięto. Przebieramy się o wschodzie słońca. Jest naprawdę tak pięknie dookoła, że ciężko skupić się na rowerze. Czekamy w kolejce na start, przechodzimy przez specjalnie do tego przygotowany sektor weryfikacyjny i w końcu wchodzimy na rampę startową. Uwaga – już tutaj wygraliśmy, przynajmniej w kategorii selfie ze startu! Nikomu poza nami nie przyszło do głowy, aby robić zdjęcia. Mieliśmy 30s żeby wejść, ustawić się, zrobić fotę  i wystartować. No, ale co to dla nas. Ruszamy, pierwszy singiel i praktycznie korek. Wypuszczanie par co 30 sekund powoduje ciągłe zatory na trasie. Tworzą się grupki zarówno na podjazdach jak i zjazdach. Co prawda dobrze się bawimy w tym tłoku, ale na szczęście jest kilka miejsc kiedy odkręcamy pełny gaz i jedziemy naprawdę mocno. Na mecie obstawiałem, że możemy uplasować się w połowie stawki, a tymczasem zaskakuje i mocno cieszy miejsce 212 Open i 111 w kategorii. Radość nieco zabija niesamowity upał i ten piasek, który jest WSZĘDZIE … Na mecie dostajemy się do namiotu regeneracyjnego, gdzie otrzymujemy jedzenie i picie, a rowery z mety zabierają nam do mycia i dalszego transportu. My posileni, pakujemy się w torbę od organizatora, prysznic i jedziemy do kolejnego miasteczka, czyli Hermanus gdzie czeka na nas słynne niebieskie osiedle!
sportograf-91731932
 
sportograf-91722540

Etap 1 – Hermanus High School - Hermanus High School 101 km i 2300m.

Spanie w namiocie, a raczej w moim przypadku leżenie, bo niestety sytuacja braku hotelowego łóżka całkiem dla mnie nowa, powoduje, że w ogóle nie spałem J Wstajemy po ciemku, okolice godziny 5.00. Budzi nas i będzie robił to codziennie, słynny kobziarz, którego długo po Epiku wielu kolarzy nadal nienawidzi !!!  Szybka toaleta, śniadanie i udajemy się wciąż po ciemku po rowery. Rowery znajdują się w serwisie, który odebrał je po wczorajszej mecie. Mamy ten komfort, że po etapie sprzęt trafia w ręce specjalistów, którzy spisują nasze uwagi. Rano rowery odbieramy wyczyszczone, przesmarowane, naprawione zgodnie z uwagami. Przed samym startem oddajemy jeszcze do całodziennego ładowania nasze powerbanki, które będą gotowe na wieczór zapewniając nam energię dla wszelkich urządzeń. Taki powerbank jest w stanie naładować do pełna łącznie trzy urządzenia. Prąd i woda w RPA są w cenie złota.
Po prologu trafiamy do sektora C, a to już całkiem nieźle. Przed nami sektor UCI, A, B .. jest ich aż do L. Startują co 5 minut. Co ważne, jeśli klasyfikujesz się np. w sektorze L  to twój start jest o 8.05, a nie o 7.00 jak najszybsi! Więc po co się śpieszyć jeśli można dłużej pospać?
Zaraz po starcie asfalt, ostatni jak się potem okaże. Od razu z Emilem przebijamy się do przodu i praktycznie cały etap jedziemy bardzo mocno, równo i rozsądnie. Pokonujemy odcinek techniczny, na którym jest premia za jego najszybszy przejazd. Okazuje się niezwykle ciężki i długi. Naprawdę ciężko go porównać do podobnego w kraju. Ale najpierw żeby zjechać, mamy singiel którym jedziemy myślę że około godziny. Końcówka tego etapu to płaskie szutry. Średnio co kilka km przecieram Garmin przez ogromne zakurzenie. Upał potworny, temperatura ponad 40 stopni. Biorąc pod uwagę, że przyjechaliśmy z mroźnej krainy, dla organizmu to niezły szok. Marzymy, aby jak najszybciej znaleźć się na finiszu. Emil tego dnia naprawdę cierpi, ale dzielnie jedzie. Na mecie dowiadujemy się, że tego dnia wycofała się największa liczba zawodników w historii Cape Epic, bo ponad 200 osób! My kończymy w świetnym czasie i co najważniejsze, bez defektów. 148 miejsce w GC i 80 w kategorii, zatem awans do sektora B i jeszcze mniej snu! Po etapie Emil dostaje profilaktyczną kroplówkę, aby wyrównać poziom elektrolitów, ale już na kolacji wszystko wraca do normy.
sportograf-91741412
 
sportograf-91746595

Etap 2 - Hermanus High School – Elandskloof, Greyton 102km i 2350m

Rano niespodzianka, bo dostajemy informację o skróceniu etapu z powodu upałów…. Dziwne, skąd oni mogą o tym widzieć skoro jest jeszcze zimno i ciemno ;)  To kolejna sytuacja, która na Cape Epic występuje po raz pierwszy w historii. Nam trudno ocenić czy ten wczorajszy upał był standardowy dla RPA, czy wyjątkowo ciężki. No, ale przyjmujemy, że jeśli w Afryce skracają etap z w powodu wysokiej temperatury to musi być naprawdę ciepło.  Torby spakowane i oddane, bo po etapie zmienimy nasze niebieskie osiedle, na kolejne. Też niebieskie.
Początek odcinka podobny do wczorajszego, pierwsze km wiodą tą samą trasą. Niestety na jednym ze zjazdów łapie kapcia. Pech chciał, że Emil mijając mnie, zamiast usłyszeć, że mam kapcia, usłyszał „jedź dalej” po czym musiał się cofać. No i w tym momencie zaczyna się seria zdarzeń, które do tej pory ciężko mi wyjaśnić, a przez które zmiana dętki zajmuje nam około 25 minut … Wreszcie ruszamy w dalszą drogę. Na dętce w tylnym kole jadę ostrożnie i powoli, zjazdy po kamieniach na stojąco i delikatnie. Nie jadę na rowerze z pełnym zawieszeniem, tak jak robi to około 95% kolarzy tego Epica :) Na odcinkach szutrowych dokręcamy i odrabiamy straty. Poranną decyzją organizatorów, etap kończymy na ostatnim bufecie. Autami trafiamy do miasteczka, w którym będziemy spali. Jesteśmy wykończeni. Już wiemy dlaczego dystans został skrócony. Jest po prostu nie do wytrzymania … 45 stopni i żadnego cienia. Zajmujemy 218 miejsce GC i 110 w kategorii. Spadamy na 172 miejsce w generalce Open i 92 w kategorii. Zyskujemy 5 minut snu, spadając do sektora C :)
Tego dnia w namiocie mamy ponad 60 stopni, w końcu w Polsce to pierwszy dzień wiosny :)
 sportograf-91760378
 
sportograf-91755778

Etap 3 Elandskloof, Greyton - Elandskloof, Greyton – 78km, 1650m

Tej nocy można powiedzieć, że się zaaklimatyzowałem, albo zmęczyłem wystarczająco, bo pierwszy raz spałem.
Początek odcinka płaski i szutrowy. To właśnie tu odrywam się od sektora i nagrywam kilka filmów. Przy okazji na trasie uczymy innych słowa SIEMA. Do tego stopnia, że Hermina i Purito cieszą się na nasz widok :)
Na tym etapie mamy naprawdę niesamowite single ZIG ZAG i UFO. Tak jak się nazywają, tak wyglądają. Przy rozpoczynającym się Zig Zag zatrzymuję się i nie wierzę - przede mną widać setki kolarzy wijących się dosłownie do góry, w dół to samo. Ten widok robi wrażenie i pozostanie na długo w mojej pamięci. Etap przejeżdżamy szybko, zgrabnie i bezpiecznie. Szczęśliwie bez defektów. Końcówka potwornie upalna, świetna w naszym wykonaniu. Tym razem cierpimy wspólnie. Na szczęście pod koniec trasy przeprawa przez wodę, dzięki której nieco łapiemy oddech. Meta i mamy 144 w GC oraz 80 w kategorii. Najlepiej jak do tej pory! Awans na 159 miejsce w generalce Open oraz na 85 w kategorii. „Niestety” trafiamy do sektora B i ponownie tracimy 5 min snu :)
sportograf-91765231
 
sportograf-91761496

Etap 4  Elandskloof, Greyton – Oak Valley, Elgin – 112 km i 2150m

Tego dnia sam mam obawy co do długości etapu, bo jeszcze nigdy nie przejechałem tyle kilometrów na rowerze górskim bezpośrednio po tak wielu ekstremalnych etapach. Pocieszam się, że na korzyść działa przewyższenie, bo wiem, że na tak długim dystansie, ta cyfra oznacza, że nie będzie to mocny górzysty teren. Prawie mam rację, prawie :) Szutrowe odcinki robią się coraz bardziej górzyste i wietrzne. Grupki, kurz i upał. Jest bardzo ciężko. Choć przepiękne single okazują się dobijające, na których nie odpoczywamy, wręcz przeciwnie. Końcówka etapu to znowu potworny upał. Stajemy we wszystkich bufetach, dodatkowo korzystając tam ze smarowania łańcucha w każdym z tych punktów. Przy takich dystansach i takim piasku, sądzę, że nie udało by się dojechać do mety bez 3-4 smarowań na trasie.
Najdłuższy etap pokonujemy w czasie 5:36:37s., co daje nam 115 miejsce Open i 66 w kategorii !! W generalce ciągły awans na 143 miejsce Open i 76 w kategorii. Sektor B, czyli start 7.15.
Nowa miejscówka na spanie, gdzie pozostaniemy aż do wyjazdu na ostatni, finałowy etap. Robi się przyjemnie i chłodniej, czyli jedynie 30 stopni :)
sportograf-91768672
 
sportograf-91778053


Etap 5 Oak Valley, Elgin - Oak Valley, Elgin – 84 km i 2100m

W nocy temperatura w namiocie spada do 4 stopni. Jest naprawdę zimno. Na starcie nadal przyjemnie chłodno, ale zaraz potem temperatura idzie do góry i dochodzi do swoich normalnych afrykańskich poziomów. Ten start nazwałem „dniem singla”, bo ponad połowa kilometrów to przepiękne, bajkowe single. To był jedyny etap, który naprawdę żałowałem, że się skończył. Mostki umieszczone w środku lasu, bandy, dropy – wszystko, dosłownie wszystko o czym marzysz. Single oznaczone i ponumerowane, kibice którzy przyjechali specjalnie na ten dzień, spiker komentujący kto jedzie, jak jedzie i muzyka. Normalnie szał !!  Niestety radość psuje coś, co nie powinno się w ogóle wydarzyć. Najprawdopodobniej izotonic z lodem pobrany w jednym z bufetów, być może żel innej firmy niż te, które cały czas używam sprawiły, że zacząłem mieć problemy żołądkowe. Dla mnie dodatkowo to trudne, bo nigdy nie choruję, nie mówiąc o zatrzymywaniu się w drodze.
Etap i tak kończymy na super miejscu, bo 152 Open i 86 w kategorii. Sektor B utrzymany, a w klasyfikacji generalnej kolejny awans tym razem na 140 miejsce Open i 79 w kategorii. Niestety ja po  tym etapie nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Wizyta w szpitalu polowym, pobrana krew i badanie. Niby wszystko ok, ale cała noc z dolegliwościami nie przespana.
sportograf-91781554
 
sportograf-91794707


Etap 6 Oak Valley, Elgin - Oak Valley, Elgin – 103 km i 2750m

Rano czuję się jeszcze gorzej niż wczoraj. Po śniadaniu, którego niestety nie tknąłem udajemy się do szpitala polowego, aby dostać cokolwiek, co pomogłoby mi na dolegliwości żołądkowe. Niestety, osłabienie i ból jest tak duży, że po raz pierwszy w życiu tracę przytomność i zostaje momentalnie odwieziony do najbliższego szpitala. Nie jestem w stanie wyrazić co czujesz, gdy okazuje się, że na dwa dni przed końcem, będąc bardzo dobrze przygotowanym, musisz odpuścić z powodu problemów z zatruciem. Zostaję w szpitalu. Według oficjalnego komunikatu nasz team się rozpada. Emil tego dnia pokonuje królewski odcinek sam. Z opowiadań znam ten etap i wiem, że Emil robi wyczyn niewiarygodny. Ze szpitala udaje mi się szybko dotrzeć z powrotem do wioski startowej, dzięki Ryśkowi, koledze Emila, który od lat mieszka w Cape Town i pojawił się, aby mnie wesprzeć. Na Emila czekam na mecie i jakkolwiek to ckliwie zabrzmi, wpadamy sobie w ramiona :) Niesamowity dzień, pełny wrażeń nie tylko sportowych. Jednocześnie okazuje się, że w regulaminie jest jasny zapis, który mówi, że zawodnik może raz nie ukończyć etapu, ale kontynuować jazdę na kolejnych. Wówczas dostaje niebieski numer. Nie jest klasyfikowany w wynikach, ale może dojechać do mety i zostać finiszerem.  Jest jeden warunek. Kolejnego dnia rano, lekarz musi wyrazić zgodę na start. Zatem nie pozostaje nic innego jak regeneracja i nadzieja na poprawę zdrowia.
sportograf-91786586
 
sportograf-91799104


Etap 7 Oak Valley, Elgin – Val de Vie, Pearl czyli Finał !! 85 km i 1350m

Rano, po śniadaniu, na którym udało mi się zjeść dosłownie jednego banana, lecę do lekarzy. Nasza siła przekonywania okazuje się tak wielka, że dostaje zielone światło, przypinam numer i stajemy z Emilem na starcie do ostatniego, finałowego odcinka.
Można powiedzieć, że tym razem etap płaski, kilka podjazdów na trasie, kilkanaście kilometrów singli. Tym razem jednak pewna nowość, bo długi szosowy podjazd  i taki sam zjazd, zakończony odcinkiem specjalnym. Ja choć taki pewny swoich sił w gabinecie lekarskim, w terenie niewiarygodnie cierpię. Jestem totalnie osłabiony i odwodniony, jadę tylko siłą woli i na oparach. W bufetach piję praktycznie cały czas, ale wciąż mi mało. Tego etapu nie zapomnę do końca życia. Miałem wiele startów, potrafiłem kończyć wyścig ze złamaniem, ale tym razem pierwszy raz miałem łzy z bólu. Jednak chęć ukończenia była silniejsza. Postawiłem sobie zadanie dojechać do mety i rozłożyć Polską flagę. Co dziś wydaje się śmieszne, ale wtedy nie było - flagę na 200 m do mety zgubiłem i na ostatniej prostej musiałem zawrócić. Przy wielkiej wrzawie kibiców musiało to wyglądać niezwykle zabawnie.
Ostatecznie mamy to! Zdjęcie na ściance finiszerów, medal , koszulka, a co najważniejsze wspomnienia. Marzenia są po to, aby je realizować! Pomimo różnych wyzwań nasza przygoda zakończyła się happy endem :)
sportograf-91828187
 
sportograf-91828044
 
sportograf-91822461

Chciałbym przy okazji podziękować wszystkim tym, dzięki którym udało mi się wystartować i ukończyć ten wyścig.

El Kapitano czyli Emil Wydarty wspaniały człowiek, świetny kolega, który był głównym sponsorem wyjazdu. Dzięki za wszystko Emil !
 
Gosia Bogdziewicz – żona i mój manager !!!:) Zdjęcie z flagą na mecie, to właśnie dedykacja dla Niej  ;)
 
7Anna firma, która jest w tym roku ponownie moim sponsorem sprzętowym, dystrybutor marki Mondraker, czyli roweru na którym startowałem na Epicu.
Dodatkowo fi'zi:k oraz crankbrothers - na tych akcesoriach startuje cały czas.
Adam Żuchliński – Sklep rowery Żuchliński – sprzęt, na którym startowałem w sezonie 2016 oraz 2017.
HIGH5 - Żywność funkcjonalna dla sportowców - firma dzięki której mieliśmy pełną i najlepszą gamę odżywek na wyjazd, jeden dzień skorzystałem z czego innego i wiecie jak to się skończyło  ;)
Thule - dzięki najbardziej profesjonalnym torbom podróżnym, mogliśmy komfortowo, ale przede wszystkim bezpiecznie podróżować.
Bike - nasz sponsor medialny ! Nr 1 w Europie.
Maratony MTB / XC - portal, który codziennie pisał o nas i pamiętał o nas.
WINAAR - skarpy najlepsze na świecie.
Apteka Internetowa Gemini - mój sponsor główny na sezon, który wspiera mnie od lat i dalej będzie wspierał. Dzięki niemu przygotowania do sezonu mam zawsze TOP.
Daniel Chądzyński Danielo - najbardziej pro stroje, uszyte w kilka dnia na wyjazd !!
Artneo - stroje wyjściowe.
AirBike - sprzęt Emila
O-shop.com – okulary Oakley
 
Dziękujemy również wszystkim pozostałym Sponsorom i ludziom, którzy nas wspierali oraz kibicowali. Byliście dla nas naprawdę wielką motywacją.
 
Już będąc tam na miejscu, wiedziałem że na pewno wrócę na Cape Epic. Chce wrócić i wygrać kategorię Grand Masters, czy dam radę ?